sobota, 14 maja 2011

Jego Wysokość Lipień

Mamy takie ulubione miejsce, kawałek od Krakowa. Woda górska, w czasie upałów ledwo się sączy, jak przejdzie gdzieś w pobliżu deszcz, to zaraz poziom się podnosi i mętnieje. Ale ma urok taki, że gdy raz tam Tomka zabrałem wpisało się na stałe w naszą mapę miejscówek. Woda przelewa się z pod jednego brzegu do drugiego, kotłuje w głębokich na półtora metra dołkach, a czasem płynie spokojnie przez całą szerokość koryta tylko po to by po chwili całą swoją mocą wbić się w skałki. Dodając do tego jeszcze jej krystalicznie czysty kolor, który umiejętnie wprowadza w błąd nasze zmysły wzrokowe i nasze poczucie głębokości, powstaje nam naprawdę piękne miejsce. Ale co z rybami?



Z rybami było tam zawsze nieźle, łowiłem ładne klenie i widziałem inne potężne  których przechytrzyć mi się nie udało. Prawie za każdym razem jak tam jechałem coś miałem na wędce. Czy kleń, czy uklejka czy nawet słonecznica, cokolwiek było ważne, że się działo, to już połowa sukcesu. Aż pewnego razu łowiąc na trochę mętnej i podwyższonej wodzie, zobaczyłem, że jakieś ryby zbierają muszki z powierzchni wody, co ciekawe nie "oczkowały" gdzieś daleko, wręcz przeciwnie, te ryby wychodziły metr ode mnie. Stojąc na samym środku rzeki nie do końca wiedziałem jak mam się do nich dobrać, żeby ich nie spłoszyć. Po kilku rzutach położyłem muchę idealnie, powyżej "oczek", mucha powoli spływała z prądem rzeki... I jest! coś mi wyszło, ja biorąc poprawkę na to, że dzieje się to praktycznie pod moimi stopami lekko zaciąłem i siedzi! Coś miałem na wędce, nie małego, bo walczy, nie był to pstrąg bo nie robił piruetów i salt w powietrzu, więc co?

 

Lipień, Kardynał to taka bardziej fest nazwa. Nazywają go tak przez jego barwy płetwy grzbietowej, której kolory przypominają czerwone szaty kardynała. W tej chwili w Polsce nie jest łatwo złowić Lipienia tym bardziej cieszy złowienie nawet niemiarowego, który oczywiście zaraz wraca do wody.














 A co z Tomkiem? Woła mnie raz, że urywa muchy na rybach, zaraz za kamieniem wystającym z wody, faktycznie dostrzec można było spławiające się ryby, no to w czasie kiedy on na nowo wiąże zestaw ja próbuje swoich sił. Jeden rzut, drugi rzut i jest! Wędka wygięta, linka napięta parędziesiąt sekund i już trzymam w podbieraku lipienia i to na dodatek głodnego, bo miał jeszcze zaczepioną poprzednia, zerwaną muchę tomka! Jak się okazało stało tam stadko, bo wyciągnęliśmy jeszcze po dwa lipienie każdy, w prawdzie krótkie ale z uśmiechem na twarzy wypuszczaliśmy je do wody z nadzieją, że w przyszłym sezonie znowu się z nimi spotkamy. Mamy już maj, a my jeszcze nie zaczęliśmy sezonu muchowego, co w najbliższym czasie trzeba będzie nadrobić! Zwłaszcza, że lipienie i pięknie ubarwione pstrągi czekają na nas w naszych miejscach!

2 komentarze:

  1. Ładna wyprawa i jeszcze ładniejsze rybki :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejrzana sprawa z tymi kleniami!!! Kani TY wiesz... :D

    OdpowiedzUsuń